Zaplanowany start, który jest dla nas bardzo ważny ze względu na długie przygotowania oraz podporządkowanie życia prywatnego często staje się dla nas priorytetem. Po to trenujemy aby się sprawdzić na zawodach. Wpajamy sobie, że wynik lub miejsce jest najważniejsze. Czasem jest dobrze wyluzować, lecz za bardzo też może działać na naszą niekorzyść. Niektórzy zawodnicy, dzień przed startowy traktują jak każdy inny, a niektórzy podporządkowują wszystko aby na daną godzinę na zawodach być optymalnie gotowym. Spotkałem się z różnymi metodami. W tym artykule chciałbym przedstawić Wam dwa typy zawodników. Jednym jestem ja a drugim trener Marcin Witkowski. Porównam nas dla tego, ponieważ oboje do startów podchodzimy kompletnie inaczej, bynajmniej teraz w szczególności, kiedy trener już nie żyłuje tak jak kiedyś.
Unikanie słodkiego przed startem? A może lekkie śniadanie? Nic z tych rzeczy. Trener Marcin Witkowski ma żelazny żołądek. Przekonali się o tym jego koledzy, gdy byli na obozie w Szklarskiej Porębie. Postanowili zrobić mu psikusa i zrobili mu kawę z 6 łyżeczek! Wypił ją nieświadomie, lecz na dodatek wpierw przed nią zjadł jeszcze obiad.
Czyli: OBIAD + kawa z 6 łyżeczek + na to wjechały 2 banany i na dobicie BCAA - to wszystko w ciągu godziny! Poszedł na stadion i czuł się jakby był zawodnikiem o dwie klasy lepszym niż jest w rzeczywistości. Finalnie wszystko dobrze się skończyło i nie odczuł żadnego dyskomfortu a mogło się to skończyć wiadome czym... w najlepszym przypadku wizytą w WC a w najgorszym nie podołaniu danej jednostki treningowej. Co lepsze, jechałem z trenerem do Poznania na zawody w tym roku. Mieliśmy startować na 5km ja treningowo, w sumie trener niby też. Stanęliśmy na trasie w sklepie aby kupić jakąś wodę. Ja kupiłem wodę i jakieś tam batonik aby po sobie uzupełnić trochę energię po, w końcu przede mną było tylko 5 godzin snu po zawodach i do pracy trzeba wstać. A trener kupił sobie wodę + całą sztabkę czekolady, którą myślałem, że się ze mną podzieli po zawodach a może nawet skusiłbym się na mały kawałek przed. Nic z tych rzeczy, musiałem na chwilę jeszcze stanąć autem w jednym miejscu aby załatwić pewną sprawę, wracam do auta i się pytam czy mi da ten kawałek czekolady, a on mówi, że czekolady już nie ma... To było godzinę przed startem. Nie odczuł żadnego dyskomfortu. Co więcej, gdy bił swoją życiówkę na 5000m 15:53, z racji, że start był pod wieczór zjadł rano placek drożdżowy a na obiad jadł mięso bodajże wieprzowe. Jak widać można.
Trener twierdzi, że do zawodów trzeba się nastawić psychicznie ale nie ma co przesadzać, wszystko musi być pod kontrolą. Teraz pakuje się na zawody nawet w ten sam dzień.
Każdy, start jak i sprawdzian muszę traktować w 100% serio, nieważne jak, gdzie i kiedy. Wtedy osiągam najlepsze wyniki. Praktykowałem już różne metody i działa u mnie tylko solidne nastawienie mentalne oraz odpowiednio dobrana dieta 2 dni przed startem, chociaż wciąż kombinujemy z trenerem i szukamy odpowiedniego rozwiązania w celu zmaksymalizowania efektów.
Dzień wcześniej pakowanie, czyli przygotowanie stroju, butów i innych podstawowych rzeczy to podstawa. Pakując się w dzień zawodów, czuję chaos. Musze się odpowiednio skoncentrować i przygotować w dzień startu, nie zawracając sobie gitary bzdurami. Dwa dni przed startem staram się lekko jeść, czyli unikać mięsa oraz słodkiego. Dobrze mi wchodzi dzień wcześniej makaron na obiad. Co do słodkiego to mam dość dziwną metodę przed startową, która praktykowałem kilka razy. Kupujesz 0,5 l coca-coli oraz baton scnicers. Dzień wcześniej odkręcasz colę i zostawiasz ją na noc aby się odgazowała. Godzinę przed startem wypijasz tą colę, oraz zjadasz połowę batona. Na to kawa i jesteś w pełni gotów do startu. Mnie osobiście po tym rozpiera energia. Chociaż ostatnio przed testem na 800m nie zastosowałem tej metody a i tak nabiegałem 2'03".
Podczas rozgrzewki muszę się koncertować najlepiej w ciszy i spokoju.
Dość specyficznie, lecz nie u każdego się to sprawdzi, po prostu taki jestem i gdy wykonywam wszystkie swoje czynności najlepiej się czuję na lini startu.
Każdy ma swoje rytuały oraz przyzwyczajenia przed zawodami. Czasami jak nie ma wykonanej solidnej roboty przed startowej lub są jakieś braki w treningu, nic nie pomoże. Trzeba po prostu skrobać z tego co mamy i przede wszystkim nigdy się nie usprawiedliwiać i zrzucać winy na czynniki zewnętrzne. Każdy ma zawsze takie same warunki na zawodach i możliwości. Kwestia tego jak je wykorzystasz. Trenuj, pracuj i spędzaj czas z rodziną a masz sukces zagwarantowany, nieważne jakie wyniki robisz. Ważne abyś pokonywał samego siebie!
AUROT: Szymon Winiarski